Ciekawy wywiad z właścicielką Thalgo Poland
28.11.14
„TO BYŁA REWOLUCJA W KOSMETYCE PROFESJONALNEJ!”
20 lat temu nowoczesna kosmetyka profesjonalna - w takiej formie, w jakiej ją znamy dziś - dopiero raczkowała. Duży wkład w jej rozwój (zarówno pod względem oferty, jak i standardów) miała marka Thalgo, która właśnie wtedy weszła przebojem do Polski. W specjalnym wywiadzie opowiedziała nam o tym Urszula Peryt-Patrzała, prezes Thalgo, która tę francuską markę poznała… w Australii.
Pani Urszulo, jak to się stało, że ze słonecznego Sydney wróciła Pani do Polski, przywożąc nam taką kosmetyczną perełkę?
Do Australii wyjechałam jako młoda dziewczyna w latach 70. Urodziłam tam dzieci, prowadziłam z powodzeniem day spa w Sydney, pracując właśnie na kosmetykach Thalgo. W 1993 roku podczas jednego ze spotkań dla klientów Thalgo - takich, jakie dziś sami organizujemy – rozmawialam z ówczesnym właścicielem Thalgo z Francji. Gdy dowiedział się, że jestem Polką, zaproponował mi dystrybowanie marki w naszym kraju, bo właśnie przymierzali się do ekspansji w tej części Europy. Długo o tym myślałam i w końcu postanowiłam przyjechać na kilka miesięcy do Polski i zobaczyć, jak wygląda rynek.
A mąż nie był przeciwny?
Oczywiście! Też jest Polakiem, ale nie chciał wracać, mieliśmy w Australii poukładane życie, dzieci w szkole, biznes się kręcił… Ale że jestem z natury uparta i lubię wyzwania, nie miał wyjścia (śmiech). Zdecydowaliśmy, że pojadę najpierw ja z dziećmi, na pół roku, i zobaczę, co piszczy w trawie i jakie są w Polsce możliwości.
I jakie były Pani pierwsze wrażenia?
Dzieci poszły do szkoły, a ja jako klientka zaczęłam jeździć po gabinetach i przyglądać się ich pracy. Okazało się, że kosmetyczki są wysoko wykwalifikowane, ale w ogóle nie znają takich pojęć, jak: kosmetyka profesjonalna, filozofia marki, kompleksowa pielęgnacja. Wtedy w gabinetach głównie robiło się oczyszczanie skóry i hennę, nawet woskowanie nie było jeszcze zbyt popularne. Nie istniał marketing, obsługa klienta była w większości wypadków na niskim poziomie, a firmy, które wtedy istniały na rynku, kazały swoim potencjalnym kleintom płacić za szkolenia, na których miały im prezentować swoją ofertę. To tak, jakbym musiała kupić instrukcję obsługi, zanim zdecyduję się na pralkę. Dla mnie, po 20 latach spędzonych w Australii, to był szok!
Decyzja więc zapadła?
Po pół roku wróciliśmy do Australii . Wiedziałam jednak, że w Polsce jest ogromny potencjał dla wprowadzenia takiej marki jak Thalgo, która zawsze była otwarta na swoich klientów i edukowała ich nie tylko merytorycznie, ale też biznesowo. Przecież sama byłam przez lata klientem tej marki i ceniłam tę współpracę nie tylko za doskonałą ofertę, ale też właśnie te dodatkowe korzyści. Wiedziałam, że mogę przekazać polskim kosmetyczkom prowadzącym własne gabinety swoje długoletnie doświadczenie w tej branży, wiedzę z licznych szkoleń z marketingu, obsługi klienta czy technik sprzedaży, na które uczęszczałam w Australii.
Udało się przekonać męża?
Tak, choć nie było to łatwe. W roku 1994 rozpoczęliśmy dystrybucję Thalgo w Polsce. Wiedziałam, że musimy postawić sobie konkretne cele do osiągnięcia - to podstawa każdego biznesu. Seneka mówił: „żeglarzowi, który nie wie, dokąd płynie, nigdy nie sprzyjają wiatry”. To właśnie było moje motto. Wiedziałam, gdzie chcę dopłynąć i na jakiej łódce - a Thalgo było marką, którą znałam doskonale od lat. Przyjechaliśmy do Polski i ja, z walizeczką pełną kosmetyków, ruszyłam na szkolenia po różnych miastach.
Jak reagowały kosmetyczki na Pani prezentacje?
Z łezką wspominam ten czas. Na moje szkolenia i prezentacje przychodziło bardzo dużo kosmetyczek, które naprawdę chętnie mnie słuchały. Nie prowadziłam tych spotkań sztywno, podawałam dużo praktycznych przykładów, pokazywałam zabiegi, mówiłam o obsłudze klienta, promocji, a nawet wystroju gabinetów. Myślę, że pobyt w Australii dodawał mi trochę aury egzotyki (śmiech) i nasze szkolenia naprawdę były bardzo popularne, niejednokrotnie grupy liczyły ponad 60 osób! Co ważne, gabinety nie musiały kupować całej oferty, miały swobodę wyboru zabiegów i produktów, to też było wyjątkowe. Po niedługim czasie zatrudniłam pierwszego szkoleniowca, który pomagał mi w prezentacjach, a mąż w tym czasie zajął się szeroko pojętą administracją, recepcją, fakturowaniem, pakowaniem paczek i tak krok po kroku, z roku na rok, zwiększała się baza naszych klientów i adekwatnie zatrudnionych osób w firmie. W krótkim czasie zapotrzebowanie na naszą markę stało się bardzo duże. Pamiętam do dziś trudną rozmowę z klientem z Białegostoku, który powiedział mi, że jeśli nie sprzedamy mu kosmetyków, to on będzie musiał zwijać biznes, bo jego klienci chcieli tylko Thalgo - a my już wtedy stosowaliśmy i dziś aktualną politykę niewchodzenia w gabinety znajdujące się w pobliżu autoryzowanych salonów - a taka sytuacja wtedy właśnie miała miejsce.
A hotele SPA? Pamiętam, że Thalgo było pierwszą marką kosmetyczną, która zorganizowała spotkanie z hotelarzami.
Tak, wtedy w Polsce jeszcze mało było prawdziwych SPA, mało kto wiedział, co dokładnie znaczy ten skrót. Po tej konferencji wszystko ruszyło. Właściciele hoteli zgłaszali się do nas z projektami rozbudowy o powierzchnię dla SPA, często nanosiliśmy poprawki, bo nie było w Polsce architektów doświadczonych w projektowaniu tego typu przestrzeni i np. przez całe SPA trzeba by było przechodzić w brudnych butach do przebieralni. Szkoliliśmy personel nie tylko merytorycznie, ale też z obsługi klienta, która w hotelowym SPA jest inna niż w gabinecie kosmetycznym. Pierwszym hotelem, do którego weszliśmy „eksperymentalnie”, była Afrodyta w Ośnie Lubuskim, która jest z nami do dziś.
Thalgo to chyba najbardziej rozpoznawalna marka profesjonalna w Polsce. Co się jeszcze do tego przyczyniło?
W biznesie bardzo ważny jest marketing. Duży nacisk położyliśmy na promocję i rozpoznawalność marki. Przez długi czas byliśmy jedyną firmą, która reklamowała się w wielu prestiżowych pismach kobiecych. Nawet dziś rzadko która z profesjonalnych marek zagranicznych zakłada w budżecie takie wydatki na reklamę. Oczywiście są to kosztowne działania, ale stanowią one bardzo dobre narzędzie wspomagające dla naszych partnerów biznesowych, a także budujące świadomość marki i pozycjonujące ją na rynku. Budowa silnej marki to długoterminowa inwestycja, która zawsze zwraca się z procentem.
A czy na koniec zdradzi nam Pani swoje ulubione kosmetyki i zabiegi Thalgo?
Bardzo polubiłam linię przeciwzmarszczkową Exceptional. Doskonały jest też krem i zabieg pod oczy z linii Silicium. Na zimę moim „must-have” jest Extreme Comfort Cream. Nie wyobrażam też sobie życia bez kąpieli w słynnych kostkach Thalgo, to dla mnie najwspanialszy relaks. A z zabiegów - na pewno te rozluźniające i relaksujące, np. z linii Indoceane.
więcej na ibeauty.pl